4 czerwca 2014

akcja denko #4

Kolejni zdenkowani! Sama pielęgnacja, z dużą przewagą opakowań po kosmetykach do włosów (schodzą u mnie jak woda, bo wciąż szukam swojego hitu).


1. Szampon Schwarzkopf Gliss Kur Liquid Silk - dzięki niemu włosy są gładkie i błyszczące, ułatwia rozczesywanie, zmniejsza puszenie, dzięki czemu udaje mu się trochę ukryć zniszczone końcówki, ale włosy dość szybko się przetłuszczają. Możliwe, że kupię ponownie.
2. Szampon Yves Rocher Purete (szampon oczyszczający do włosów przetłuszczających się) - ma bardzo ładny, świeży zapach, włosy są po nim sypkie i oczyszczone. Koniecznie jest użycie po nim odżywki, w przeciwnym wypadku ciężko rozczesać włosy. Jest niewydajny, a przetłuszczanie opóźniło się o maksimum półdnia. Raczej nie kupię ponownie.
3. Odżywka Timotei z różą jerychońską Intensywna Odbudowa - ma kremową konsystencję, bez problemu się rozprowadza, ułatwia rozczesywanie włosów, ogranicza puszenie i delikatnie podkreśla skręt, ale nie widać żadnych długotrwałych efektów.  Możliwe, że kupię ponownie.
4. Żel pod prysznic adidas z masującymi perełkami - to już kolejny mój żel z tej serii, tym razem w wersji vitality. Świeży zapach, delikatność dla skóry i delikatny masaż i peeling dzięki zawartości "perełek" sprawiły, że na pewno kupię ponownie.
5. Nawilżający płyn micelarny Eveline Bio Hyaluron 4D - delikatnie, ale niedokładnie usuwa makijaż (nie radzi sobie nawet z podkładem, o tuszu nie wspominając), nie wysusza, ale i nie nawilża, zostawia po sobie klejący film. Bardzo niewydajny - sama nie wiem jak to się dzieje, że tak szybko się kończy! Nie kupię ponownie.
6. Żel do higieny intymnej intimea - delikatny, skuteczny i tani. Raczej kupię ponownie.
7. Dezodorant Fa Luxurious Moments - dokładniej opisywałam go tutaj, początkowo oczarował mnie zapachem, ale pod koniec miałam go dość...  Nie przywiązuję się do dezodorantów, więc raczej nie kupię ponownie.
8. Krem Sudomax - recenzję zamieściłam tutaj. Działa wtedy, gdy nie radzi sobie nic innego. Raczej kupię ponownie.
9. Odżywka odbudowująca L'Occitane - ma bardzo przyjemny, intensywny, ziołowy zapach, ułatwia rozczesywanie, ale nawilżanie jest niewystarczające. Ze względu na nieadekwatną do działania cenę nie kupię ponownie.
10. Lekki krem nagietkowy Sylveco - bardzo wychwalany (przez co miałam zamiar kupić pełnowymiarowe opakowanie), ale u mnie się nie sprawdził. Nie nawilża wystarczająco, po każdej aplikacji miałam problem z nowymi niedoskonałościami a cera wygląda ziemiście i smutno. Nie kupię pełnego opakowania.
11. Cetaphil łagodna emulsja do oczyszczania twarzy - z Cetaphilem się nie lubię i to się chyba nie zmieni. Przetestowałam trzy kosmetyki, z czego dwa powodują u mnie wysyp podskórnych grudek. Właściwie tylko ta emulsja jest do zaakceptowania, ale w niczym nie wyprzedza innych produktów, które można dostać w dużo niższej cenie. Nie kupię ponownie.
12. Bioliq krem regenerujący do cery trądzikowej na noc - może nie jest najlepszym nawilżaczem, ale uspokaja cerę i trądzik faktycznie znika. Skóra jest gładka i rozświetlona, co sprawiło, że kupię pełnowymiarowe opakowanie - zarówno kremu na noc, jak i na dzień.
13. Żel pod prysznic The Body Shop Moringa - zdecydowanie mój ulubiony żel pod prysznic z TBS. Wydajny, delikatny i przede wszystkim - cudownie pachnący! Cena dość bolesna dla portfela, ale jak trafię na promocję to kupię ponownie.
14. Pomadka ochronna NIVEA Vitamin Shake z żurawiną i maliną - czy tylko ja mam wrażenie, że pomadki Nivea się ostatnio pogorszyły? Kiedyś należały do moich ulubieńców, ale teraz właściwie nie działają! Ta pomadka ma ładny zapach i jest wydajna, ale właściwości pielęgnacyjne ma przez kilka minut od aplikacji. Nie kupię ponownie.
15. Krem do rąk L'Occitane Pivoine Flora (Peonia) - ładny zapach, przyjemna konsystencja i szybkie wchłanianie nie rekompensują krótkotrwałego efektu. Skóra jak była sucha, taka pozostaje. Do tego wydatek 30 zł to dość sporo jak na krem do rąk. Nie kupię ponownie. 

A Wy co ostatnio zdenkowałyście? :)

20 maja 2014

Daj się ponieść... recenzja świecy do masażu Ma Bougie

Do pisania tej notki siadam przepełniona pozytywną myślą, idealnie odprężona i zrelaksowana oraz pięknie pachnąca. A wszystko za sprawą niepozornej świecy Ma Bougie...


OD PRODUCENTA

Aromatyczne świece do masażu "Ma Bougie" są synonimem luksusu i dobrego samopoczucia. "Ma Bougie" to naturalne, ręcznie robione świece stworzone z najwyższej jakości składników. Zmysłowa, kremowa rozkosz dla ciała, na bazie oleju z kiełków soi, oleju kokosowego, wosku pszczelego i witaminy E wygładza i zmiękcza skórę, dostarczając sporą dawkę przyjemności. Naturalne aromaty otrzymane z olejków i kwiatów południowej Francji wprowadzają w stan cudownego odprężenia. Świece "Ma Bougie" mają optymalną temperaturę topnienia, podgrzane doskonale rozprowadzają się na ciele, sprawiają że skóra staje się elastyczna, odżywiona i aksamitna w dotyku.

Stosowanie: Zapalić świecę 10-15 min przed masażem. Gdy wosk stanie się płynny zgasić płomień (tutaj proponuję poczekać 5-10 sekund - przyp. aut.), wylać niewielką ilość w zagłębienie dłoni lub bezpośrednio na ciało i przystąpić do masażu.


GDZIE KUPIĆ:
oficjalny sklep mabelle
sklep internetowy BMSalonOnline

a jeśli ktoś chce, by zajęły się nim profesjonalne dłonie, to może wybrać się na masaż z użyciem świec Ma Bougie, np. tu lub tu

CENA: od 55 zł za 35g do 160 zł za 200g


SKŁAD

hydrogenated soybean oil / olej z kiełków soi - nawilża, ujędrnia, uelastycznia skórę, zapobiega jej wysuszeniu i starzeniu się, poprawia krążenie, pomaga w walce z cellulitem i rozstępami, 
cocos nucifera (coconut) oil / olej kokosowy - nawilża, wygładza, ujędrnia, spowalnia starzenie się skóry
cera alba (beeswax) / wosk pszczeli - ma działanie głównie zmiękczające, nawilżające i natłuszczające, zapobiega nadmiernej utracie wody z powierzchni skóry, 
parfum (fragrance) benzyl benzoate / benzoesan benzylu - składnik kompozycji zapachowych, potencjalny alergen
cinnamal / cinnamal - naturalny składnik olejków eterycznych o zapachu cynamonu, potencjalny alergen
coumarin / kumaryna - naturalny składnik kompozycji zapachowych o zapachu wysuszonej trawy
eugenol / eugenol - naturalny składnik olejków eterycznych o zapachu goździków, potencjalny alergen 
limonene / limonen - naturalny składnik olejków eterycznych o zapachu cytryny, potencjalny alergen
linalol / linalol - naturalny składnik olejków eterycznych o zapachu konwalii, potencjalny alergen

Krótki, niemal całkowicie naturalny skład mocno zachęca, by sięgnąć po świece Ma Bougie. Zaznaczę tylko, że nie warto od razu przerażać się słowami "potencjalny alergen", bo jak wiadomo - natura też uczula! Przecież to, że ktoś jest uczulony na cytrusy nie sprawi, że wszyscy nagle przestaną jeść pomarańcze i pić herbatę z cytryną :)


MOJA OPINIA

Długo nie mogłam się zebrać do testów świecy Ma Bougie, bo obowiązki zawsze brały górę nad chęcią relaksu. Teraz żałuję, że czekałam tak długo!

Świeca Ma Bougie zapakowana jest w luksusowo minimalistyczne pudełko - zewnętrzne opakowanie, po rozwinięciu, stanowi jednocześnie etykietę. Okrągły pojemnik, całkowicie odporny na nagrzewanie, posiada niewielki dzióbek ułatwiający wylewanie rozgrzanego olejku. Mój zapach to Fleur d' Ambre - kwiatowy, trochę orientalny, wprawiający w romantyczny nastrój i niezwykle relaksujący.

Tak jak zostało napisane w powyższej "instrukcji", świecę należy zapalić na ok. 10-15 minut, zgasić płomień i po chwili przystąpić do masażu. Roztopiony olejek nie parzy skóry, łatwo się rozprowadza, ale też - jak na dobry produkt do masażu przystało - nie wchłania się zbyt szybko, co zresztą zwiększa jego wydajność. Po użyciu skóra jest wręcz jedwabiście miękka, gładka, nawilżona i pachnąca przez wiele kolejnych godzin.


Gorąco polecam świece Ma Bougie zarówno na romantyczne wieczory we dwoje, jak i te w pojedynkę - w walce z niedoskonałościami skóry lub gdy po prostu ma się chęć na chwilę relaksu i złapanie oddechu. Dla mnie numer jeden wśród kosmetyków do masażu - bije na głowę wszelkie znane mi olejki.

28 kwietnia 2014

Kremowanie włosów - recenzja odżywczego kremu proteinowego sesa

Pamiętacie relację ze spotkania Vintedzianek? W końcu przyszedł czas na recenzję jednego z prezentów od sponsorów - odżywczego kremu proteinowego do włosów Sesa od sklepu internetowego helfy.pl.



OD PRODUCENTA

Odżywczy krem proteinowy do włosów, głęboko nawilża je i odżywia. Zapewnia regenerację i wzmocnienie uszkodzonych włosów. Olejek z kiełków pszenicy stanowi naturalne źródło witaminy E, która odżywia i regeneruje skórę głowy i włosy, natomiast olejek z pomarańczy bogaty w witaminę C nadaje włosom piękny blask. 

Stosowanie: Nałożyć niewielką ilość kremu na mokre lub suche włosy, masować włosy od skóry głowy aż po same końcówki, aby pozwolić substancjom odżywczym głęboko wniknąć. Pozostawić na włosach przez ok. 15 min, a następnie zmyć. 

GDZIE KUPIĆ: sklep internetowy helfy.pl
CENA: 29,00 zł / 100g


SKŁAD


DM Water / woda demineralizowana
Cetearyl Alcohol and Cetryl Glucoside / alkohol cetylowy i alkohol cetylostearylowy- wpływa na gęstość kremu, ale także natłuszcza, nawilża, zmiękcza i wygładza włosy tworząc na nich film
Polyacrylamide C13-14 Isoparaffin Laureath 7 - odpowiada za odpowiednią konsystencję; polyacrylamide to konserwant, który wykazuje działanie kancerogenne, a do tego odkłada się w organizmie (oczywiście nie można popadać w paranoję, bo w niewielkich ilościach nie jest toksyczny, ale mimo wszystko tutaj ten składnik jest już na trzecim miejscu składu); izoparafina C13-14 będąca kolejnym składnikiem nawilżającym, może podrażniać, jak to zwykle bywa różne źródła podają różne informacje - według jednych składnik nie wykazuje właściwości toksycznych, według innych natomiast lepiej na niego uważać; Laureath 7 - emulgator i stabilizator w emulsji o perłowym połysku
Propylene Glycol / glikol propylenowy - kolejny kontrowersyjny składnik, jednak nie jest szkodliwy w ilościach w jakich jest stosowany w kosmetykach; może podrażniać skórę zmienioną chorobowo (jest także niewskazany do stosowania dla cery naczynkowej i wrażliwej, ale akurat w przypadku opisywanego dziś kosmetyku nie ma to znaczenia)
Coconut Oil / olej kokosowy (wskazany zwłaszcza dla włosów łamliwych i suchych) sprawia, że włosy stają się miękkie, a dzięki temu unikną uszkodzeń mechanicznych, np. podczas czesania; odżywczo działa także na skórę głowy, zapobiegając niszczeniu cebulek włosowych i przeciwdziałając łupieżowi
Orange Oil / olej pomarańczowy - olejek eteryczny, według producenta "nadaje włosom naturalny blask"
Wheat Germ Oil / olej z kiełków pszenicy - naturalne źródło witaminy E zapewniającej włosom odżywienie, regenerację i wygładzenie, odtwarza naturalną osłonę, chroniąc przed nadmierną utratą wody i promieniowaniem UV
Perfume / perfumy - składnik zapachowy, może być drażniący dla skóry
Glycerin / gliceryna - humektant, konserwant, niegroźna w tak małym stężeniu
2-Phenoxyethanol / 2-Fenoksyetanol - konserwant dopuszczony do stosowania w stężeniu 1% i w takim przypadku nie powinien, aczkolwiek może podrażniać (z ciekawostek - w większych stężeniach powoduje np. uszkodzenie układu nerwowego i jest stosowany m.in. w środkach odstraszających owady)
Imidazolidiny Urea / Imidazolidyno mocznik - konserwant dopuszczony do stosowania w stężeniu 0,6%, podejrzewany o toksyczność, może wywoływać alergię
Ethylene Diamine Tetra Acetic Acid-Disodium / EDTA, kwas edetynowy - stabilizator, w dopuszczonych do stosowania stężeniach nie powinien powodować niechcianych skutków
Butylated Hydroxy Toluene / BHT - syntetyczny przeciwutleniacz dopuszczony do stosowania w niewielkich stężeniach, może wywoływać alergie, niepolecany szczególnie kobietom w ciąży

Przed spojrzeniem na skład, spodziewałam się czegoś bardziej naturalnego - może to zielone opakowanie tak sugerowało? Szkoda, że naturalne oleje pojawiły się dopiero po chemicznych paskudztwach.



MOJA OPINIA

Opakowanie odżywczego kremu proteinowego do włosów Sesa jest dość przyjemne dla oka i przywodzi na myśl naturalne składniki, którymi mamy nadzieję poprawić stan swoich kosmyków. Jak napisałam wcześniej przy analizie składu, niestety wcale tak nie jest. Okazuje się więc, że kolor zielony to niezły chwyt marketingowy. Słoiczek jest plastikowy, odkręcany a jego dużą zaletą jest przykrywka z uchwytem (na powyższym zdjęciu), chroniąca zawartość. Zapach kojarzy mi się z cytrusami (pewnie od wymienionego w składzie olejku pomarańczowego) z odrobiną męskich nut. Po spłukaniu jest jednak śliczny, mogłabym wąchać swoje włosy cały czas. Gęsta, śliska, kremowa, wręcz perłowa konsystencja pozwala na łatwe rozprowadzanie i nie spływa z włosów. Nie ma problemu ze spłukiwaniem.


Kremu używam wyłącznie na długości włosów. Nałożenie go na skalp powoduje u mnie swędzenie skóry, czemu po analizie składu wcale się nie dziwię... Nie zauważyłam problemu z przeciążaniem. Maskę zawsze trzymam na włosach 15 minut, ale aplikacji próbowałam na dwa sposoby:

1. Na mokre włosy, tuż po ich umyciu: efekt nie jest duży, włosy są trochę mniej napuszone

2. Na suche włosy, przed ich umyciem: efekt jest zdecydowanie lepiej widoczny. Włosy są sypkie, gładkie i nie puszą się. Krem sprawia, że trochę łatwiej się rozczesują, ale też nie eliminuje plątania całkowicie. Zdecydowanie preferuję ten sposób aplikacji, dający łatwiej zauważalne efekty.

Podsumowując, efekty są w porządku, ale krem mógłby bardziej dociążać włosy. Zużyję go do końca, ale w przyszłości pewnie się na niego nie skuszę. Zresztą w kolejce czeka już Kallos. A może jesteście w stanie polecić coś dobrego na moje wysuszone kłaczki?

16 kwietnia 2014

Wyniki rozdania!

Przyszedł czas, by ogłosić wyniki ostatniego rozdania! Dla przypomnienia, do wygrania był poniższy zestaw:


Zwycięzca został wybrany przez losowanie - po sprawdzeniu wszystkich uczestników, wpisałam ich loginy do Worda (odpowiednią ilość razy - zgodnie z ilością uzyskanych losów), wymieszałam i skopiowałam do generatora. Ten pomógł mi w wyborze zwycięzcy.

And the winner is...


Gratuluję! Czekam na adres do wysyłki nagrody. Jeśli nie dostanę odpowiedzi w ciągu 7 dni, ponownie wylosuję zwycięzcę :)


Jako, że konkurs cieszył się tak ogromnym zainteresowaniem, już myślę o organizacji kolejnego (przypominam jednak, że osoby, które usuną teraz mój blog z obserwowanych, by dodać go po ogłoszeniu kolejnego rozdania, nie będą mogły wziąć udziału w zabawie). I tutaj prośba do was o podpowiedzi - wolicie rozdania losowane czy na kreatywność? Co najchętniej widziałybyście jako nagrodę?

11 kwietnia 2014

Co oglądać? - spis seriali cz. 1

Przyszedł czas na kolejną serię postów - obok obejrzanych ostatnio filmów, postanowiłam przedstawić też obejrzane seriale - lepsze i gorsze ;)


Gossip Girl / Plotkara


O tej produkcji słyszała pewnie większość dziewczyn. Tytułowa plotkara to popularna postać, opisująca wszelkie nowinki ze świata nastolatków, którzy stanowią "elitę Manhattanu". „Plotkara” to przygody kilku dzieciaków rozpieszczonych zbyt dużą ilością wolnej gotówki. Miałam wrażenie, że przez brak prawdziwych problemów, ta grupa przyjaciół na siłę stara się stworzyć sobie kłopoty, by ich życie nie stało się zbyt nudne. W żadnym odcinku nie brakuje wymyślnych intryg i kłamstw.  Z drugiej jednak strony, przy oglądaniu serialu warto zwrócić uwagę na relacje z rodzicami, którzy - jak się okazuje – mają ogromny wpływ na decyzje podejmowane przez głównych bohaterów. Serial skierowany głównie do nastolatek, ale przyznaję, że i mnie (choć z byciem nastolatką pożegnałam się kilka lat temu) – wciągnął! A do tego zawsze miło jest popatrzeć na Nowy Jork (i nie tylko!) oraz pomarzyć o pięknych kreacjach, które noszą bohaterowie.



Girls / Dziewczyny


Serial "Girls" to opowieść o życiu czterech egoistycznych, czasem wręcz socjopatycznych młodych dziewczyn mieszkających w Nowym Jorku. Momentami dość wulgarny i dla niektórych osób może nawet obrzydliwy. W każdym odcinku jest sporo seksu, a całość przypomina trochę klimat „Skins” z mniejszą ilością dragów. Zdarza się, że powiewa nudą, ale poza tym serial całkiem mnie wciągnął i czekam na kolejne epizody.
A fanów serialu zapraszam też do zabawy tutaj: http://www.buzzfeed.com/jessicamisener/which-girls-character-are-you ;)



The Client List / Lista klientów



"Samotna matka, kuszona łatwymi pieniędzmi, rozpoczyna podwójne życie" - tak w kilku słowach serial opisuje filmweb. A cytat przytaczam, bo uważam, że dobrze przedstawia treść, jednocześnie nie zdradzając wszystkich wątków.
W "Liście klientów" jest cała masa sytuacji, które mnie irytują - po pierwsze są to sami klienci, którzy są mężczyznami wyjątkowo przystojnymi, z wybitnie wyćwiczonym sześciopakiem na brzuchu, w większości przypadków także młodzi i wysoko postawieni, co pozwala im na zostawianie niesamowicie wysokich napiwków. Główna bohaterka natomiast jest gorącą mamuśką, która śpi, bierze kąpiel i budzi się w pełnym wieczorowym makijażu i z idealnie ułożonymi włosami. W dodatku przedstawiona jest nie jako kobieta lekkich obyczajów (a czy nie powinna skoro zajmuje się tym czym się zajmuje?), ale jako ciepła pani psycholog, która jak najlepsza przyjaciółka wysłuchuje swoich klientów i doradza im najlepiej jak potrafi. Serial jest dość nudny (może dlatego doczekał się tylko dwóch sezonów), ciężko mi było się w niego wciągnąć, z trudem przez niego przebrnęłam, ale wiem, że wielu osobom przypadł do gustu. Warto więc zrobić do niego podejście i przekonać się do której grupy – wielbicieli czy przeciwników – należymy.

CDN.

Znacie te seriale? Co myślicie? A może polecicie coś od siebie? :)

29 marca 2014

Pierwsze blogowe ROZDANIE! :)

Długo się do tego przymierzałam, ale w końcu skompletowałam pierwszy zestaw nagród i zapraszam do pierwszego, w pełni organizowanego i sponsorowanego przeze mnie, rozdania! :)


W skład nagrody wchodzi osiem kosmetyków:
* perfumy Yves Rocher comme une Evidence EDP 50 ml
* krem nawilżający pod oczy i na powieki Oeparol
* tonik pielęgnacyjny do twarzy eva Herbal Garden
* żel pod prysznic Organique nasturcja & grenadyna
* miniaturka żelu pod prysznic The Body Shop
* tusz do rzęs Max Factor Wild Mega Volume
* perełki brązujące Cashmere
* plastry na wągry Purederm

Wszystkie produkty są nowe i nieotwierane, a łączna wartość nagrody to ok. 250 zł. Wybierałam takie produkty, które znam, sama posiadam i których opinie pojawią się na blogu lub takie, które dopiero mam zamiar przetestować, bo na blogach i wizażu mają świetne opinie.


I mały regulamin:

1. Organizatorem rozdania i sponsorem nagród jest właścicielka bloga www.tusenskonaa.blogspot.com.
2. Rozdanie trwa od 29 marca do 13 kwietnia 2014 r.
3. Aby rozdanie zostało rozwiązane, musi wziąć w nim udział co najmniej 50 osób.
4. Zastrzegam sobie prawo do przedłużania rozdania i opóźnienia ogłoszenia wyników np. z powodu małej ilości zgłoszeń.
5. Do rozdania należy zgłosić się wypełniając poniższy szablon i zamieszczając go w komentarzu pod postem konkursowym:

1) obserwuję jako: [nick]
2) lubię fanpage jako: [inicjały]
3) baner wstawiony na stronie: tak [adres strony] / nie
4) notka informująca o rozdaniu: tak [adres strony] / nie

* obserwacja jest obowiązkowym warunkiem wzięcia udziału w rozdaniu - przyznaje ono jeden los
** za każde kolejne działanie (baner, polubienie fanpage'a, napisanie notki informującej) otrzymuje się kolejne losy - łącznie można ich więc otrzymać 4

6. Zwycięzca rozdania zostanie wyłoniony w wyniku losowania.
7. Wyniki zostaną ogłoszone w osobnym poście na blogu do maksymalnie 5 dni od zakończenia rozdania.
8. Rozdanie nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4 poz. 27 z późniejszymi zmianami).



Zapraszam, bo nagrody są warte uwagi! :)


25 marca 2014

Inwestycja w płynne złoto czyli recenzja olejku arganowego ArganRiche

Przyszedł czas na recenzję kolejnego produktu, który zamówiłam w BMSalonOnline. Tym razem jest to olejek arganowy EcoRiche (recenzowałam już mydło Aleppo tej firmy - tutaj).



OD PRODUCENTA

Olejek Arganowy Bio firmy EcoRiche to w 100% czysty, naturalny, tłoczony na zimno olejek kosmetyczny. Olej arganowy jest produkowany z ziaren drzewa arganowego i pochodzi z regionu Agadir w Maroku. Olejek posiada certyfikat ekologiczny. 

Od wieków ceniony za jego wartości odżywcze i zalety kosmetyczne. Szczególnie polecany dla skóry suchej i dojrzałej. Jest niezwykle bogatym źródłem nienasyconych kwasów tłuszczowych. Nawilża i regeneruje skórę. Znany jest też ze swoich właściwości odmładzających - ujędrnia i uelastycznia skórę, sprawia, że jest doskonale odżywiona. Chroni przed szkodliwym promieniowaniem UV, łagodzi podrażnienia po zbyt długim przebywaniu na słońcu. 

Olejek Arganowy EcoRiche jest produkowany przez spółdzielnie kobiece w Agadirze, posiada certyfikaty ekologiczne i sprawiedliwego handlu. Kupując ten produkt przyczyniamy się do poprawy jakości życia afrykańskich kobiet.

Sposób użycia: Nanieś olejek arganowy EcoRiche na twarz i szyję. Po 15 minutach nadmiar olejku usuń wacikiem nasączonym tonikiem lub wodą różaną. Zabieg ten pozostawi skórę nawilżoną i miękką. 

GDZIE KUPIĆ: np. tutaj
CENA: 69,00 zł / 30 ml



MOJA OPINIA

Przy okazji TEGO wpisu wspominałam między innymi o tym jak nie nadziać się na podróbkę płynnego złota. Mój olejek należy do tych z certyfikatem EcoCert, więc śpię i używam spokojnie :) Ma złoto-żółty kolor i specyficzny, ale bardzo delikatny zapach. Znajduje się w szklanej, eleganckiej buteleczce z pompką - taka forma aplikacji okazała się bardzo wygodna, a dwa "pompnięcia" starczą na pokrycie olejkiem całej twarzy i szyi.

Teraz najciekawsze czyli efekty!
ArganRiche służy mi głównie do pielęgnacji twarzy. Nakładam go po wieczornym demakijażu i umyciu twarzy żelem lub mydłem. Choć producent zaleca usunięcie nadmiaru olejku po 15 minutach, to najczęściej zostawiam go do wchłonięcia na całą noc (wycierając jedynie część czoła pod grzywką). Aktualnie do oczyszczania używam przede wszystkim mocno wysuszającego mydła Alep, więc argan przynosi skórze ukojenie, zapobiega ściągnięciu i przesuszeniu. Odkąd używam tego kosmetyku, nie mam problemu z suchymi skórkami, które zazwyczaj uwydatniał makijaż. Mimo tego, że moja cera ma skłonności do wytwarzania całej masy niespodzianek, to ten produkt mnie ani raz nie zapchał. Co więcej, mniej widoczne stały się worki pod oczami, które do tej pory straszyły wskazując na nieprzespaną noc. Ostatnie działanie, jakie zauważyłam, to delikatne rozjaśnienie przebarwień po hormonalnych wypryskach na szyi i żuchwie. 


Jako, że moje paznokcie jakiś czas temu zaczęły się mocno łamać i rozdwajać, to postanowiłam i na nich wypróbować olejek. I nie da się ukryć, że zmiana jest widoczna już po pierwszym użyciu - skórki są nawilżone i wygładzone. Po tygodniu widoczne zmiany są także na paznokciach, bo te stają się gładkie i wzmocnione. Po posmarowaniu twarzy lub ciała, warto więc zamiast zmywać resztki olejku, wsmarować je w dłonie.

Kilka razy olejek trafił także na moje włosy. Ze względu na to, że włosy u nasady przetłuszczają mi się dość szybko, nałożyłam kosmetyk wyłącznie na długości, skupiając się na przesuszonych końcówkach. Zostawiłam go na około godzinę i umyłam głowę. Efektem były sypkie, błyszczące kosmyki. Zamiast zwyczajowego puszenia, ładnie się kręciły.


Na koniec słowo na temat wydajności - stosując olejek codziennie na twarz i szyję oraz sporadycznie na włosy to 30 ml starcza na ok. 2 miesiące. Tutaj można rozważać czy w takim razie jest wart wydania niemal 70 zł. Opinia będzie oczywiście subiektywna i zależąca głównie od naszych możliwości ekonomicznych, ale choć dla mnie cena jest zaporowa, to na pewno skuszę się na ten produkt w przyszłości.


Nawilżona i gładka skóra bez niespodzianek, mniej widoczne przebarwienia, błyszczące włosy i odżywione paznokcie. Czy muszę mówić, że bardzo polubiłam olejek arganowy? Powiem nawet więcej - trafia do moich hitów.

19 marca 2014

Czym pachnę? przegląd obecnego mini zbiorku perfumowego

Przez wiele lat używałam wyłącznie jednych perfum - Incandessence. Ostatnio jednak zakochałam się w całym mnóstwie zapachów zamkniętych w uroczych flakonikach. Mam nadzieję, że moja niewielka, jak do tej pory, kolekcja rozrośnie się do zadowalających rozmiarów. Dzisiaj prezentuję mój dotychczasowy, mały zbiorek.


FLAKONY

Już sam wygląd flakonika przyciąga uwagę i zachęca do zakupu perfum. Nierzadko zdarza się, że to właśnie on jest decydującym impulsem skłaniającym do wrzucenia produktu do koszyka. Takie opakowania świetnie się prezentują nawet ustawione na komodzie zamiast schowane w szafce razem z innymi kosmetycznymi nabytkami.


Yves Saint Laurente Parisienne EDT - w odróżnieniu od EDP o tej samej nazwie, główna nuta wody toaletowej to róża (a tuż za nią - nuta kwiatowa). I właśnie za to kocham ten zapach. Jest idealnie kobiecy i delikatny, a mimo tego wciąż nieprzeciętny. Używam oszczędnie wyłącznie ze względu na cenę.

Avon Incadessence EDP - choć za samym Avonem nie przepadam, to te perfumy są moimi ulubionymi od wielu lat. Pasują właściwie do każdej okazji, są trwałe lecz nie męczące. W dodatku mój chłopak je uwielbia, bo kojarzą mu się z początkami naszej znajomości :)

Elizabeth Arden Green Tea - świeży, orzeźwiający zapach zielonej herbaty znam właściwie od dzieciństwa. Kiedyś przepadała za nim moja mama i skutecznie mnie nim zaraziła. Moja buteleczka ma co prawda tylko 15 ml, ale wiem, że Elizabeth Arden zagości jeszcze w moim domu.

L'ambre No 5 - perfumy należą do rodziny kwiatowo-owocowej, więc teoretycznie powinny przypaść mi do gustu. Niestety zapach jest potwornie mocny, duszący i wywołujący ból głowy... muszę się  go pozbyć na rzecz którejś ze znajomych, której ta woń się spodoba.

Yves Rocher Comme Une Evidence L'eau EDT - połączenie kwiatów z cytrusami. Zapach jest świeży i delikatny. Całkiem ciekawy, ale też przeciętny - brak mu charakteru. Dość trwały jak na edt.


ODLEWKI

O ile flakony są nie tylko opakowaniem, ale też elementem ozdobnym, tak odlewki nie mogą się tym poszczycić. Są jednak świetną alternatywą dla osób z ograniczonym budżetem, szybko się nudzących i każdego dnia używających innych perfum - ja również od pewnego czasu należę do tej grupy. Rozbiórki flakonów są organizowane na forach, najpopularniejszy jest wizaz.pl, ale miłośniczki zapachów na pewno znajdą także inne miejsca (fora typowo perfumowe). 


Lady Gaga Fame - pachnie trochę miodowo, trochę kwiatowo i trochę jagodowo. Ma świetną trwałość i oryginalny zapach. Moja flaszka, którą ciężko nawet nazwać odlewką, bo ma aż 50 ml, pochodzi z wymiany i cieszę się, że trafiłam na tak ciekawy zapach nie testując go wcześniej na własnej skórze. Idealny na co dzień.

Lanvin Marry Me EDP - na swojej skórze wyczuwam głównie magnolię, delikatnie odświeżoną dzięki cytrusom. Piękny, kobiecy, kwiatowy zapach. Mógłby być definicją romantycznego wieczoru.

Thierry Mugler Alien Aqua Chic - kolejne perfumy, które dla mojej głowy okazały się dość zabójcze. Potwornie mnie męczą a szkoda, bo ich woń jest bardzo ciekawa. Otula i intryguje. Według mnie bardziej pasuje do pory zimowej niż letniej.

Viktor & Rolf Flowerbomb EDT - znana wszystkim bombka okazała się w moim przypadku dużym rozczarowaniem. Po tylu pozytywnych opiniach spodziewałam się czegoś co mnie w sobie rozkocha. Rzeczywistość jest taka, że zapach jest zbyt słodki, zbyt owocowy. Dopiero po kilku godzinach, gdy zwietrzeje, jest akceptowalny.

Chanel Coco - kultowe perfumy, które koniecznie chciałam wypróbować. Zawsze kojarzyły mi się wyłącznie ze starszą panią z toną pudru na twarzy, ale prawdą jest, że zapach rozwija się i pokazuje swoje prawdziwe oblicze dopiero po dłuższym czasie od aplikacji. Muszę je jeszcze potestować, by wyrobić ostateczną opinię.

Lady Million Paco Rabanne EDP - na początku zachwycenie, a teraz zmęczenie. W pierwszej chwili Lady Million w wersji EDP wydawała się zapachem idealnym, a teraz widzę go wyłącznie jako mocny a momentami wręcz irytujący. Plus za świetną trwałość.


MINIATURKI

Opcja dla osób, które lubią niewielkie ilości różnych zapachów, ale nie chcą rezygnować z przyjemności patrzenia na urocze flakoniki. Mają najczęściej pojemność 5 ml. Ogromny minus to brak atomizerów - właśnie z tego względu już nigdy na żadną się nie skuszę. 


Jako, że poza j'adore nie użyłam jeszcze żadnych z nich (świeże zakupy i wymiany ;)) to wypisuję wyłącznie nazwy:

L'occitane Pivoine Flora,
Versace Bright Crystal,
Cacharel Noa EDT,
Yves Rocher So Elixir,
Dior J'adore (w zestawie z balsamem perfumowanym)

PRÓBKI

Żeby nie żałować wydania kilkuset złotych na zapach, który okaże się na naszej skórze nie do zniesienia, warto go wcześniej przetestować. Próbki (najczęściej z atomizerami) mają zazwyczaj pojemność 1,2 ml co jest ilością wystarczającą na 10-15 psiknięć. Można je kupić w cenie ok. 5-10 zł, lecz często są też dodawane jako gratis do zakupów w perfumeriach.


Próbki, które najbardziej mnie do siebie przekonały to Lolita Lempicka i Calvin Klein Euphoria. Cieszę się też, że zdobyłam próbkę Vanitas Versace, bo po powąchaniu ich w perfumerii byłam oczarowana, a spsikując się nimi czekam tylko na moment ich zmycia z siebie. Tak uchroniłam się od nieudanego zakupu.


Dajcie znać jakie perfumy należą do Waszych ulubionych? A może na blogach zaprezentowałyście swoje kolekcje? Chętnie pooglądam! :)


10 marca 2014

Olejek arganowy - skąd? dla kogo? jak uniknąć podróbki?


O olejku arganowym słyszała chyba każda blogerka. Ja od pewnego czasu jestem nim zauroczona, ale zanim pojawi się recenzja produktu konkretnej firmy, chciałabym przybliżyć sam olejek.


Jak powstaje olejek arganowy?

Olejek arganowy zawdzięczamy drzewom Arganu (rosnącym wyłącznie w Maroko), a konkretnie twardym ziarnom znajdującym się w jego owocach. Sam proces wytwarzania jest żmudny i pracochłonny, bowiem wykonywany jest głównie tradycyjnymi metodami. Do uzyskania 1 litra oleju arganowego potrzebne jest około 35 kg suchych owoców, co daje niecałe 3 kg ziarna. To tłumaczy stosunkowo wysoką cenę produktu, prawda? Jako, że każdy orzech arganowy musi zostać otwarty, a jego skorupa jest nawet 16 razy twardsza od skorupki orzecha laskowego, to nasiona często pozyskuje się z kozich odchodów. Te zwierzaki z łatwością wdrapują się na drzewa, zjadają liście i owoce a następnie wydalają nieprzetrawione, lecz łatwiejsze do otwarcia ziarna. Obecnie, ze względu na używanie przy produkcji maszyn a nie tylko kobiecych rąk, takie sytuacje zdarzają się rzadziej.

źródło: katjuju.com



Olej arganowy - dla kogo i po co? 

Olejek arganowy jest nazywany płynnym złotem nie tylko ze względu na swój kolor, ale także na genialne właściwości pielęgnacyjne. Polecany jest przede wszystkim do skóry dojrzałej, wrażliwej, suchej, alergicznej i trądzikowej. Jest bogaty w witaminę E (670 mg/kg), która m.in. zapobiega wysuszeniu, zmniejsza rumień i chroni przed zniszczeniem płaszcza lipidowego naskórka (czyli tej warstwy, która chroni skórę przed oddziaływaniem szkodliwych czynników zewnętrznych, utratą wody, wnikaniem wirusów i bakterii). Ponadto zawiera prawie 100 substancji czynnych (wśród nich karoteny, polifenole, sterole).

Jak więc stosować olej arganowy? Najlepiej na jak najwięcej partii ciała, bowiem produkt:
  • poprawia krążenie (świetny do masażu)
  • posiada właściwości antyoksydacyjne
  • odbudowuje płaszcz hydrolipidowy skóry
  • spowalnia proces starzenia się, wygładza zmarszczki
  • regeneruje zniszczone i chore komórki
  • łagodzi bóle stawów i mięśni
  • głęboko i skutecznie nawilża suchą skórę
  • zapobiega przesuszeniu i utracie elastyczności skóry
  • wygładza i ujędrnia skórę (pomaga pozbyć się cellulitu)
  • uspokaja podrażnioną skórę i działa regenerująco (także przy bliznach i rozstępach)
  • przyspiesza gojenie otarć naskórka
  • łagodzi trądzik, alergię, nadaje się także dla skóry atopowej
  • zmniejsza łuszczenie i świąd (w przypadku łuszczycy)
  • łagodzi poparzenia skóry
  • chroni przedszkodliwymi czynnikami zewnętrznymi - np. wiatrem czy zimnem
  • wzmacnia włosy
  • poprawia stan paznokci
  • pomaga wyeliminować szorstką (a nawet stwardniałą) skórę na łokciach, kolanach i piętach


Jak wybrać olej arganowy i nie naciąć się na podróbkę?

1) Poszukaj zaufanego producenta, najlepiej takiego, którego kosmetyki posiadają certyfikat EcoCert. 
2) Dystrybutor/sprzedawca też jest ważny! Podrzędne sklepiki z kosmetykami z odrapanymi etykietami mogą świadczyć o złym transporcie i przechowywaniu sprzedawanych produktów (np. zbytnia ekspozycja na promienie UV) dlatego warto przyjrzeć się miejscu, w którym chcemy zaopatrzyć się w olejek.
3) Wybierz olej zimnotłoczony i nierafinowany. Tłoczenie na zimno zapewnia zachowanie najcenniejszych składników i właściwości, które pod wpływem ciepła mogłyby ulec zniszczeniu. Określenie "nierafinowany" zapewnia nas dodatkowo o nieużywaniu środków chemicznych - olej wyciskany jest wyłącznie mechanicznie. Warto jednak zauważyć, że alergicy mogą dość silnie zareagować na olej nierafinowany - właśnie ze względu na brak dodatkowego oczyszczenia.
4) Zwróć uwagę na kolor i zapach. Nierafinowany olejek arganowy ma złoty kolor i specyficzny zapach. Jeśli olej jest bezbarwny i nie pachnie - prawdopodobnie był rafinowany. Zaniepokoić powinna także sytuacja odwrotna czyli zapach odrzucający i wręcz niemożliwy do zniesienia - może to wskazywać na zjełczenie, choćby przez ekspozycję na światło słoneczne.
5) Sprawdź cenę. Niestety olejek arganowy jest dość drogi, właściwie zaliczany jest do najdroższych olejków na świecie. 20 czy 30 złotych za 100 ml powinno obudzić naszą czujność. Lepiej wygrzebać z portfela kilka groszy więcej i mieć pewność, że mamy do czynienia z produktem oryginalnym a nie z czymś niewiadomego pochodzenia. 
6) Zakup w Maroko nie gwarantuje oryginalności. Niestety i w ojczyźnie tego cudownego produktu możemy trafić na podróbki. Promocyjne ceny mogą obejmować np. olej z oliwek z dodatkiem substancji barwiącej jak choćby papryka... Bądźmy uważni i nie dajmy się na to nabrać.



A co Wy myślicie o olejku arganowym? Używacie? Lubicie? A może dopiero planujecie zakup lub w ogóle nie jesteście przekonane do tego specyfiku?


4 marca 2014

Filmowe podsumowanie ostatnich miesięcy

Witam w nowej serii postów na blogu, mającej na celu zaprezentować moją opinię na temat ostatnio obejrzanych filmów. Nie zawsze będą tu prezentowane nowości, bo choć lubię kinowe nowinki, to staram się poznawać także filmy z ubiegłego wieku. Przedstawiam subiektywne opinie, ale jak zwykle chętnie zapoznam się z waszymi opiniami - wszelkie uwagi, spostrzeżenia, dyskusje mile widziane.


The Hunger Games: Catching Fire (Igrzyska Śmierci: W pierścieniu ognia)

źródło zdjęcia: filmweb

Dla mnie jako osoby, która dała się całkowicie pochłonąć trylogii Hunger Games (książką zaraziłam nawet własną babcię ;)) ta produkcja była obowiązkowa na liście kinowych nowości. Główną bohaterką serii jest Katniss, która jest mieszkanką jednego z dystryktów podporządkowanych Kapitolowi. Kapitol, uosabiający nastawione na wyzysk i interesujące się wyłącznie swoim świeżo zoperowanym nosem i nowym ubiorem władze, pragnąc udowodnić swoją siłę, co rok organizuje tytułowe Igrzyska Śmierci, tworząc show kosztem młodych i bezsilnych osób.
Jak już wspomniałam na początku - przeczytałam trylogię autorstwa Suzanne Collins i pewnie dlatego film mnie trochę zawiódł. Nie jest zły, ale nie ma co ukrywać - książce nie dorównuje. Wersja kinowa pomija kilka istotnych kwestii. Plus za przyjemną, wpadającą w ucho ścieżkę dźwiękową i dobre (niemal dokładnie takie jak sobie wyobrażałam) przedstawienie areny walki. Warto obejrzeć - oczywiście tuż po zobaczeniu części pierwszej!


The Family (Porachunki)

źródło: onet

Czarna komedia opowiadająca historię nieprzeciętnej rodziny objętej programem świadków. W filmie jest kilka momentów, które spowodowały u mnie wybuch śmiechu lecz znalazły się takie, które twórcy mogli sobie darować. I choć produkcję ogląda się szybko i bez bólu, to nie sprawiła, bym myślała o niej przez kolejne dni i nie mogła się doczekać powtórnego seansu. Twórcy zmarnowali szansę, bo pomysł nie był zły. Przerysowanie pewnych sytuacji nie dało wystarczająco dobrego efektu. Do obejrzenia w nudny wieczór, choćby dla Roberta de Niro i Tommy'ego Lee Jonesa. 


Last Vegas

źródło: filmweb

Znowu Robert de Niro. Tym razem m.in. z Michaelem Douglasem, Morganem Freemanem i Kevinem Klinem w komedii przedstawiającej wieczór kawalerski jednego z czwórki przyjaciół po 60-tce. Czy ten opis nie brzmi zachęcająco? Film nie jest arcydziełem, ale nie można zaprzeczyć, że jednocześnie rozśmiesza (choć, na szczęście, nie ma co szukać żartów na poziomie American Pie), wzrusza i skłania do przemyśleń. Życie nie trwa wiecznie, ale powinniśmy je wykorzystać najlepiej jak potrafimy. Ogląda się lekko i z przyjemnością. Pewnie kiedyś do niego wrócę.


About Time (Czas na miłość)

źródło: filmweb

Chyba każdy w pewnym momencie swojego życia zastanawiał się jakby to było gdyby mógł podróżować w czasie i zmieniać przeszłość. Główny bohater About Time ma taką możliwość. Nie chcę zdradzać więcej, bo warto ten obraz obejrzeć. Osobiście bardzo lubię takie klimaty i co dziwne - spodobał się też mojemu chłopakowi, który do wielbicieli tego gatunku nie należy. Czas na Miłość mnie urzekł, to zdecydowanie coś więcej niż film o miłości. Jest lekki i ciepły, a mimo tego doświadczyć można chwil typowo dramatycznych. Pobudza skrajne emocje i sugeruje, że szczęśliwe życie nie jest łatwe, ale można się go nauczyć. Gorąco polecam - tak film, jak i szczęśliwe życie :)


Her (Ona)

źródło: filmweb

Gdy czytam na forach, że ten film sprawił, iż ludzie otworzyli oczy i zaczęli zastanawiać się nad uzależnieniem społeczeństwa od technologii, to ze zdziwienia nie wiem co powiedzieć... czyli wcześniej nikt nie zauważał problemu postępującego zamykania się ludzi w cyberprzestrzeni? Nie przemawiają do mnie wywody na temat przedstawienia ludzkich potrzeb takich jak miłość i bliskość, bo i te tematy nie są nowością w kinematografii. Her wywołuje uśmiech, ale nie sympatii czy rozweselenia, a raczej politowania. Dla mnie film mocno przereklamowany, określiłabym go jako hipsterski a wiem, że ostatnio na ten "styl", z niewyjaśnionych przyczyn, panuje moda. Do ciekawych elementów zaliczyłabym minimalizm oraz samego głównego bohatera (mimo, że jego wygląd nijak się ma do czasu, w jakim toczy się akcja).


The Secret Life of Walter Milty (Sekretne życie Waltera Milty)

źródło: filmweb

Lubię motyw marzeń i dążenia do realizacji życiowych celów, ale Sekretne życie Waltera Milty to przykład niewykorzystanego potencjału. Są chwile, które potrafią rozśmieszyć lecz momentami mocno wiało nudą. Zabawne nawiązania do różnych produkcji filmowych przerywało mi własne ziewanie. Zachwycałam się krajobrazami i muzyką, by znowu spotkać się z rozczarowaniem. Końcówka niestety też dość przewidywalna - już po upływie 1/3 czy 1/2 filmu byłam w stanie zgadnąć jak mniej więcej potoczą się losy głównego bohatera i co znajdzie na końcu. Niezły pomysł z niedopracowaną realizacją sprawiły, że trochę się zawiodłam.

Widziałyście/widzieliście powyższe filmy? Co o nich myślicie?


Mój plan na kolejne tygodnie: obejrzeć wszystkie filmy nominowane do Oscara.

28 lutego 2014

Warto? - mydło Aleppo 50% EcoRiche

Dawno, dawno temu pokazałam Wam zakupy, które poczyniłam w sklepie BMSalonOnline. Jednym z kosmetyków, które wrzuciłam wtedy do koszyka, było mydło Aleppo Bio 50% firmy EcoRiche i to właśnie ono będzie gwiazdą dzisiejszego wpisu. 


OD PRODUCENTA

Mydło Aleppo Bio 50% firmy EcoRiche ma bardzo przyjemny delikatny zapach i posiada certyfikat ekologiczny. Opakowanie zawiera dwie 100g kostki mydła Aleppo, co jest bardzo praktycznym rozwiązaniem. 
Ekskluzywna wersja mydła Aleppo stworzona z najwyższej jakości oliwy z oliwek i oleju laurowego. Ze względu na swoje naturalne właściwości mydło Alepp jest tradycyjnie stosowane przez osoby z problemami skórnymi. 

Właściwości: 
* doskonale nawilża, oczyszcza skórę i łagodzi podrażnienia
* dwie kostki mydła 2x100g wystarcza na 6 miesięcy codziennego stosowania
* nie zatyka porów, pozwala skórze oddychać
* nie zawiera barwników, tłuszczy zwierzęcych, oleju palmowego i jest całkowicie biodegradowalne
* może być stosowane zarówno do twarzy, ciała jak i do włosów
* odżywia skórę, wzmacnia, zwiększa jej elastyczność
* ma działanie przeciwzapalne, przeciwtrądzikowe i antyseptyczne
* wspomaga leczenie chorób skórnych takich jak egzema, łuszczyca, grzybica, podrażnienia oraz łupież

Mydło z 50% zawartością oleju laurowego polecamy szczególnie osobom mającym wspomniane powyżej problemy skórne.

GDZIE KUPIĆ: sklep internetowy BMSalonOnline
CENA: 39,90 zł / 200 g (2 kostki po 100g, każda oddzielnie ofoliowana)


SKŁAD

Olea Europaea (Olive) Oil / oliwa z oliwek - ma wysoką wartość jeśli chodzi o pielęgnację skóry, sprawia, że staje się ona wygładzona, zmiękczona, odżywiona; posiada też właściwości regenerujące
Laurus Nobilis Oil / olej laurowy - na skórę działa ściągająco, wzmacniająco, uspokajająco, reguluje wydzielanie sebum; wspomaga także wzrost włosów
Sodium Hydroxyde / wodorotlenek sodu - odpowiada za utrzymanie odpowiedniego pH, używany przy produkcji mydła, jego stężenie w kosmetykach jest znikome (związek został dopuszczony do używania w kosmetykach naturalnych)
Aqua / woda



O co chodzi z tymi procentami?

Mydła Aleppo występują w stężeniach od 2 do nawet 80% zawartości oleju laurowego. Ogólnie można powiedzieć, że większa zawartość oleju laurowego w mydle równa się jego większym właściwościom pielęgnacyjnym i leczniczym. Dlatego też dla skóry z dużymi problemami (np. egzema, łuszczyca) powinno się wybrać kostkę o wysokiej zawartości oleju laurowego (nawet 80%). W przypadku cery tłustej, ze skłonnością do wyprysków, powinno sprawdzić się Aleppo 25-50% (w zależności od nasilenia zmian trądzikowych). Do codziennej pielęgnacji (tak skóry, jak i włosów), zwłaszcza cery normalnej, suchej, wrażliwej lepiej wybrać mydło o mniejszym stężeniu (do 10%). Warto pamiętać o tym, że olej laurowy (jak każdy inny składnik kosmetyczny) może uczulać, więc indywidualny dobór jego odpowiedniego stężenia jest bardzo istotny.


Jak poznać podróbkę?

Niestety każdy znany produkt prędzej czy później doczekuje się swojej podróbki. Jak więc poznać, że myjemy się oryginalnym mydłem Aleppo a nie kostką niewiadomego pochodzenia? Na początek, warto zwrócić na firmę - jej certyfikat gwarantuje oryginalność. Ponadto, każde mydło ma wybitą "pieczęć", brązowawą otoczkę i ciemnozielone serce - świadczy to o jego długim leżakowaniu i tym samym dobrych właściwościach. Prosty test na sprawdzenie mydła Alepp to wsadzenie go do wody - podróbka zatonie, a oryginał będzie się unosił.


MOJA OPINIA

Choć jest to moje pierwsze mydło Aleppo, to od razu zdecydowałam się na 50% stężenie oleju laurowego z nadzieją na poprawę stanu mojej cery. Jestem więc świadoma silnych właściwości tego produktu, ale póki co dobrze nam się razem żyje. Nie zawsze jednak było tak kolorowo! Na początku spotkał mnie niewielki wysyp wyprysków... po kilku dniach moja cera się uspokoiła i było już tylko lepiej. Pozbyłam się zaskórników a nowe wyskakują bardzo rzadko. Mydło bardzo dokładnie oczyszcza, po jego użyciu skóra jest trochę ściągnięta i wysuszona (efekty dużego stężenia oleju laurowego), więc niezbędne jest mocne nawilżanie, najlepiej tuż po umyciu twarzy (aktualnie używam olejku arganowego i ten duet sprawdza się idealnie).

Co do samego używania, to polecam podzielić mydło na kilka mniejszych kawałków (najlepiej ostrym lub ciepłym nożem) - dużo łatwiej nim wtedy operować a ponadto wydaje się to bardziej higieniczne. Aleppo delikatnie się pieni (co starałam się pokazać na zdjęciu powyżej) i łatwo rozprowadza. Trzeba uważać na oczy, bo w przypadku dostania się do nich mocno piecze. Choć cena 39,90 zł może się wydawać wysoka, to gdy wziąć pod uwagę ogromną wydajność, przestaje być taka straszna. Producent (i dystrybutor) sugerują 6 miesięcy, ale w przypadku stosowania mydła wyłącznie do mycia twarzy, czas ten zdecydowanie się wydłuża (mały odłamek starczył mi na miesiąc...). 

Aleppo dzieli użytkowników na dwie grupy - jego zwolenników i przeciwników. Ja zdecydowanie należę do tych pierwszych, bo przy regularnym stosowaniu i dobrym nawilżaniu, mydło zapewnia gładką i zdrową cerę. Czy warto więc zainwestować w ten sposób naturalnej pielęgnacji? Według mnie zdecydowanie tak! Co więcej, mydło jest bardzo uniwersalne - może być używane (poza pielęgnacją skóry) do mycia włosów, golenia czy prania.


10 lutego 2014

Prezentowe podsumowanie łódzkiego spotkania (paczki od sponsorów)

Ciężko mi uwierzyć, że już prawie połowa lutego... wydaje się jakby to wczoraj były Święta Bożego Narodzenia, a tymczasem mgliste staje się wspomnienie rodzinnego śpiewania kolęd, ubierania choinki przy dźwiękach "Last Christmas", oblania się przepysznym czerwonym barszczem i wzruszających życzeń. O tych miłych chwilach przypominają nam czasem przekazywane od serca upominki. Próbowałam odnaleźć informację o tym kiedy ludzie zaczęli wręczać sobie Gwiazdkowe prezenty i niektóre źródła podają, że tradycja korzeniami sięga aż średniowiecza. W Polsce zagościła zaś na dobre w XIX wieku.
TUTAJ pisałam o spotkaniu Vintedzianek w Łodzi. W tym też wpisie obiecałam pochwalić się tym co otrzymały uczestniczki spotkania. Jako, że zlot odbył się tuż przed Świętami, to poniższe firmy spokojnie można nazwać naszymi Mikołajami! :)

Firma Ziaja (fanpage) przekazała nam duże paki, zawierające po trzy kremy: opalizujący, brązujący, ochronny aktywnie nawilżający, a także przeuroczy kartonik zawierający takie pyszności, że życzenia "Słodkich Świąt" z opakowania nabierają dosłownego znaczenia!



Kolejnymi kosmetykami obdarowała nas firma z ponad 50-letnią tradycją - Loton (fanpage), dzięki której otrzymałyśmy zestawy produktów do włosów. W każdym z różowych pudełek znalazły się: dwufazowa odżywka z olejkiem arganowym Argan-Repair, dwufazowa odżywka z kompleksem płynnej keratyny Keratin-Repair i olej kokosowy do stosowania zarówno na włosy, jak i całe ciało. 



Od helfy.pl (fanpage) czyli sklepu internetowego zajmującego się sprzedażą kosmetyków naturalnych i orientalnych każda Vintedzianka otrzymała kajal z lusterkiem oraz pachnącą (i pyszną!) herbatkę. Do tego trzy dziewczyny wybrane przez losowanie otrzymały zestawy kosmetyków do pielęgnacji (twarzy, ciała, włosów) do przetestowania. Mnie się niestety nie poszczęściło, ale podczas późniejszej wymianki trafił mi się odżywczy krem proteinowy do włosów Sesa.


Nie można zapomnieć także o OTIEN (fanpage), dzięki któremu otrzymałyśmy piękną biżuterię. Poniżej zdjęcie bransoletki, która przypadła mnie :)


Jeszcze raz bardzo dziękujemy naszym Mikołajom!




7 lutego 2014

Odgrzane kotlety czyli relacja ze spotkania w Łodzi

Może jest to trochę odgrzewanie starych kotletów, ale przypomniałam sobie, że na blogu nie podzieliłam się jeszcze wrażeniami ze spotkania Vintedzianek w Łodzi. Mimo, że Łódź wydaje się być miejscem, w którym pod względem SWAPowym i spotkaniowym nic się nie dzieje, postanowiłam zaryzykować i podjąć się organizacji małego zlotu. Na początku - jak to zazwyczaj bywa - ogromna ekscytacja i setki chętnych, ale po jakimś czasie zaczyna się... "kiepski termin, złe miejsce, brzydka pogoda, brak znajomych twarzy" - z takimi wymówkami potencjalnych uczestniczek niejednokrotnie musi zmierzyć się organizatorka spotkania. Kolejny spadek motywacji powoduje brak odpowiedzi od firm, które zachęcamy do przybycia i zaprezentowania nam swoich produktów. Oczywiście nie obyło się też bez rozczarowania samym portalem, bo nie zdecydował się objąć spotkania patronatem i Łodzianki nie otrzymały nawet Vintedowych toreb, które widać na spotkaniach z innych miast. Po co w ogóle o tym piszę? Bo mimo wszelkich problemów na jakie trafiamy po drodze, teraz wiem już, że było warto. Spotkanie samo w sobie wynagradza wszystko! Nigdy bym się nie spodziewała, że Vintedzianki to takie fajne babki :D


Umówiłyśmy się w nieznanej większości niewielkiej kawiarnio-restauracji Le Loft, do której warto zajrzeć ze względu na przestronne wnętrze utrzymane w klimacie fabrycznej Łodzi, przemiłą obsługę i pyszne napoje (dania musicie spróbować same - żadna z nas się nie skusiła...). Gdy dotarły do nas już wszystkie spóźnialskie, to nareszcie mogłyśmy zacząć swoje plotuchy. I tak jak cały dzień stresowałam się, że nie będę miała do kogo się odezwać, tak do teraz mam sucho w gardle od nieustannego gadania. Było tak wesoło, że po chwili przestałam się nawet martwić tym, że w moim (dodam - jedynym obecnym na spotkaniu) aparacie bateria siadła po 5 minutach - bo przecież nie zdjęcia, a atmosfera panująca na spotkaniu jest najważniejsza! Z dziewczynami rozmawiało mi się tak swobodnie, jakbyśmy znały się od lat. Już jesteśmy umówione, że gdy tylko zrobi się ciepło, musimy zobaczyć się po raz kolejny - z przyjemnością w jeszcze większym gronie.
Na koniec pragnę podziękować firmom, które postanowiły zostać naszymi Świętymi Mikołajami i przekazały uczestniczkom spotkania upominki. Potrzymam Was w tajemnicy i zawartość magicznych paczuszek pokażę za kilka dni :)

firma OTIEN / fanpage


sklep internetowy helfy / fanpage


firma Loton / fanpage


firma ziaja / fanpage



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...